Karnet Mistrza Jahody

1

Dokładnie 118 lat temu 10 lutego 1900 roku w Krakowie odbył się bal charytatywny na którym zbierano fundusze na nową siedzibę ośrodka opieki Powstanców styczniowych tzw. “Przytuliska”. Powstało ono z inicjatywy Towarzystwa Wzajemnej Pomocy Uczestników Powstania Styczniowego założonego w 1893 roku z siedzibą we Lwowie. Wkrótce powstały kolejne oddziały  Towarzystwa w większych miastach na terenie Galicji. Początkowo “Przytulisko”  mieściło się w krakowskim schronieniu Brata Alberta, następnie w 1895 roku przeniosło się na podkrakowski Zwierzyniec a docelowo miała być właśnie nowa siedźiba przy ul. Biskupiej po numerem 16 na którą zbierano fundusze na balu. Oryginalną pamiatką balu stanowiły ozdobne karnety balowe, które zostały wykonane przez  najsłynnieszego krakowskiego introligatora, konserwatora rękopisow i starych druków Roberta Jahody (1862-1947). Karnety miały ksztalt miniaturowego reliefu  rogatywki ułańskiej z okresu Królestwa Polskiego. Relief wszystkich był identyczny, różniły się tylko kolorem kwatery czapki które nawiązywały do barw pierwszych czterech pułków ułańskich z okresu Królestwa Polskiego czyli koloru amarantowego,białego, żółtego i niebieskiego. Karnety wykonane bardzo kunsztownie i estetycznie z sukna, wełny, papieru i skóry. Wewnątrz mieściła się malutka książeczka w której panie zapisywały kolejność tańców z  tancerzami. W centrum czapki orzeł nawiązujący do kształtu z Królestwa Polskiego. Do wykonania orła wykorzystano matryce którą użyto do produkcji orłów, ktore ozdabiały  wysokie rogatywki których używali mieszkańcy Przytuliska. Jedyną różnicą był napis “Przytulisko” wybity na pelcie. Niestety nie znamy nakładu wykonania karnetów. Komplet najprawdopodobniej znajduje się w Muzeum Narodowym w Krakowie oraz  kilkanaście ?  egzemplarzy w zbiorach prywatnych.

2

3

6

58

Opublikowano Godło Polski, Militaria | 2 Komentarze

Figury Powstanców Styczniowych

Dzisiaj mija 155 rocznica wybuchu Powstania styczniowego. Z tego powodu chciałbym zaprezentować Państwu dwie figurki przedstawiające Powstańców. Pierwsza to figura strzelca w czapce konfederackiej odzianego w surdut uzbrojonego w strzelbą dubeltową z zamkien kapiszonowym, pistoletem za pasem oraz ładownicą. Druga zaś przedstawia kosyniera w sukmanie z rogatą czapka uzbrojonego w kosę i siekierę. Figury o wysokości 29 cm. (do podstawy) wykonane w cynie. Z artystyczego punktu widzenia prezentują się znakomicie. Autor zadbał rówież o aspekt bronio i munduroznawczy. Broń i mundury wykonane są bardzo rzetelnie zgodnie z wymaganiem epoki. Jedynym drobnym mankamenten jest brak skórzanego pokrowca do siekiery. Niestety nie znamy ani autora, ani wykonawcy, ani przeznaczenia oraz  nakładu. Jedynym śladem wskazującym na autorsto jest sygnatura na podstawie litera „K” w owalu. Sygnatura ta występuje na identyczym komplecie znajdującym się w nowojorskiej Fundacji Rodzinnej Blochów. (“Powstanie Styczniowe w zbiorach nowojorskiej Fundacji Rodzinnej Blochów” nr. 51, 52.  https://www.academia.edu/34473090/_Rozszerzone_Powstanie_Styczniowe_w_zbiorach_nowojorskiej_Fundacji_Rodzinnej_Bloch%C3%B3w

W opisywanym drugim koplecie figura kosyniera nie posiada synatury, strzelec zaś ma nie zidentyfikowaną. Jedynym śladem skąd mogą pochodzić figury jest opis zawarty w powyższym katalogu. Według opisu figury pochodzą ze zniszczonego cmentarza w Stanisławowie. Faktem jest iż ta jedna z najstarzych nekropolii nie tylko w Polsce ale i w Euoropie, założna w 1784 r. przy ulicy Sapieżyńskiej zamknięto 25 kwietnia 1974 roku. 27 lutego 1980 roku uchwalą rady miasta podjęto decyzję o likwidacji cmentarza. Z typową azjatycko-bolszewicką metodą cmentarz został zniszczony. Do chwili obecnej pozostało tylko jedenaście nagrobków. Z pewnością na cmentrzu  była mogiła Powstańców styczniowych, któray została zniszczona. Niestety nie jest mi znana jakakolwiek ikonografia przedstawiająca stan przed 1974 r .  Tak więc nie można tej kwestii w stu procentach rozwiązać, nie jest  wykluczone iż figury wieńczyły Mogiłe (chociaż wielkość figur raczej na to nie wskazuje) ale z drugiej strony nie można tej teorii wykluczyć. Co ciekawe każda z figur ma inną podstawę. Komplet z Fundacji najprawdopodobniej stanowi oryginalne pierwotne wykonanie, pozostale różnią się i podstawy mają drewnianei i są zamontowane wtórnie. Ile ich ocalało? Przynajmniej trzy komplety, jeden w kolekcji Fundacji Blochów, drugi opisywany oraz trzeci który był oferowany na jednej aukcji internetowej w Stanach Zjednoczonych. Być może Szanowni Czytelnicy wiedzą coś o autorze wytwórcy oraz  posiadają ikonografię cmentarza ze Stanisławowa.Serdecznie dziękuję panu Mieczysławowi Rutkowi za udostępnienie figury kosyniera.

IMG_3058IMG_3055IMG_3054

Opublikowano Militaria, Rzeźba | Dodaj komentarz

Rocznicowo.

IMG_1538

Dzisiaj upływa 73 rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego. Z tej okazji mam zaszczyt zaprezentować Państwu odznakę związaną z Powstaniem. Jest to bardzo enigmatyczna odznaka i do tej pory tak naprawdę nie wiadomo kiedy, gdzie i przez kogo została wykonana. Nie wiadomo jaki był jej nakład . Odznaka wykonana metodą odlewu jest kompilacją  orła nawiązującego do wzoru 1919 trzymającego w szponach trupią czaszkę z piszczelami pochodzącą  najprawdopodobniej  ze wczesnego wzoru odznaki  czapkowej formacji SS. Na skrzydłach orła litery “WP” na piersi zaś “SO”. Opis odznaki  znalazłem w książce Lesława Welkera “Znaki Polski Walczącej” (Toruń, 1996) gdzie na stronie 26 w oparciu o egzemplarz z  Muzeum Wojska Polskiego Autor opisał ją ze znakiem zapytania jako “Wojskowe Przeciwpancerne Szturmowe Oddziały”. Bardziej gramatycznie można zaproponować iż jest to skrót “Wojsko Polskie Szturmowe Oddziały” ale i to brzmi nie typowo. Odznaka jest w Stanach Zjednoczonych od połowy lat 50-tych. Bardzo mało mamy wiadomości odnośnie tej odznaki, czy została wykonana w czasie trwania walk czyli pomiędzy pierwszym sierpnia a drugim października 1944 czy też po zakończeniu wojny, a jeśli tak to kiedy. Chciałem podać dokładne wymiary ale dwóch kolekcjonerów z Polski absolutnie mi to odradziło ponieważ po podaniu takowych w kilka tygodni pojawiłyby się dziesiątki idealnie wymiarowych odznak , jak to się teraz mówi “znalezionych na strychu u dziadka”.

Opublikowano Militaria | Dodaj komentarz

Grunwaldzkie Miecze.

IMG_2243

„Zapowiedziano nagle dwóch heroldów. Wystąpili oni z wojsk wrogów niosąc w rękach gołe miecze, bez pochew, chronieni przed zniewagami przez rycerzy polskich i domagali się stawienia przed oblicze króla. Wysłał ich do króla Władysława mistrz pruski Ulryk z nader dumnym posłaniem, aby skłonić go do podjęcia niezwłocznie bitwy i stanięcia w szeregach do walki. Heroldowie oddawszy jako tako honory królowi przedstawiają treść swego poselstwa: «Najjaśniejszy królu! Wielki mistrz pruski Ulryk posyła tobie i twojemu bratu przez nas tu obecnych posłów dwa miecze ku pomocy, byś wespół z nim i jego wojskami nie ociągał się i z większą, niż to okazujesz, odwagą przystąpił do boju, a także żebyś się nie krył nadal w lasach i gajach i nie odwlekał walki.A król Władysław, wysłuchawszy pełnych pychy i zuchwalstwa posłów krzyżackich, przyjął miecze z rąk heroldów. Odpowiedział heroldom: «Ponieważ – rzecze – mam w mym wojsku wystarczająco wiele mieczów, przeto nie potrzebuję mieczów mych wrogów, jednakże dla większej pomocy, opieki i obrony mej słusznej sprawy, przyjmuję, w imię Boga, te dwa miecze przysłane przez wrogów pragnących krwi i zguby mojej oraz mego narodu, a doręczone przez was.” Tak tą słynna scenę opisał Jan Długosz (1). Arogancja, pycha i prowakacyjna wypowiedź heroldów umożliwiła pole do popisu dla polskiej dyplomacji. Po zakończeniu działań wojennych, dla wywalczenie lepszych warunków traktatu pokojowego strona polska przedstawiła epizod podarowania mieczy jako przykład krzyżackiej pychy, którą ówcześnie uważano za najcięższy grzech, w szczególności drastyczny, gdyż dopuszcili się go zakonnicy, którzy powinni świecić przykładem chrześciańskiej pokory. Ponownie epizod z mieczmi powrócił dopiero prawie po pieciuset latach głównie za sprawą książki Henryka Sienkiewicza “Krzyżacy”. Wydana (2) w 1900 roku powieść była protestem przeciwko germanizacji prowadzonej przez władze zaboru pruskiego. Sienkiewicz pisząc dla “pokrzepinia serc” chciał, aby jego dzieło ukazywało Polskę w okresie świetności jej oręża w czasach zwycięskiej wojny z krzyżakami, którzy w domyśle byli przodkami Prusaków a następnie Niemców. Powieść Sienkiewicza nie uszła uwadze polskich komunistów. “Krzyżacy” ze względu na antyniemiecką wymowę była pierwszą książką wydaną w Polsce po zakończeniu II wojny światowej, ukazała się już w sierpniu 1945 roku. W 1960 roku, w 550-tą. rocznicę bitwy pod Grunwaldem, nakręcono film w reżyserii Aleksandra Forda, pt.“Krzyżacy” oparty na powieści, propagandowo wyraźnie skierowany antyniemiecko w kontekście ówczesnych stosunków  polsko-zachodnioniemieckich. Jeszcze podczas wojny, w 1943 roku, komuniści polscy skupinieni w tzw. “Gwardii Ludowej” ustanowili nowe oznaczenie  “Krzyż Grunwaldu” za zasługi odniesione w walce z Niemcami, których naturalnie nie było. Odznaczenie nawiązywało do walki z teutonizmem i zwycięstwa pod Grunwaldem. Głównym motywem były dwa miecze – na awersie, na rewesie zaś napis “1410 / KG/1944”. “Krzyż Grunwaldu” należał do wysokiej klasy rangą orderów, aby tradycja Grunwaldu trafiła do szerokich mas żołnierzy uczestniczących w wojnie z Niemcami ustanowiono honorową odznakę ludowego Wojska Polskiego “Odznakę Grunwaldzką”. Podobnie jak w “Krzyżu Grunwaldu” na  awersie odznaki w kształcie tarczy widnieją dwa miecze oraz napis “1410-1945 GRUNWALD BERLIN” (3).

Aby dokładnie zrozumieć okoliczności epizodu darowania mieczy musimy się cofnąc do 15 lipca 1410 roku. Tuż przed świtem, w strugach ulewnego deszczu wojska polsko-liteweskie zwinąły obóz pod Dąbrównem i skierowaly sie na trakt wiodący z Działdowa poprzez Mielno do Olsztynka. Około 8 rano po przejściu 15 kilometrów wojska osiągneły południowy kraniec jeziora Łubień. Jakoże przestało padać zarządzono postój. Ustawiono królewski namiot w którym Jagiełło uczestniczył w dwóch Mszach Świętych (4). Jednak już nie długo po godzinie ósmej do namiotu królewskiego napływało od straży przedniej coraz więcej meldunków  o nadciągających wojskach krzyżackich. Było to zaskocznie dla wojsk sojuszniczych ale również dla krzyżackich. Jedna i druga strona dążyła do rostrzygającej bitwy, rozpoczęto więc przygotowania do jej stoczenia. Szybciej dokonali tego Krzyżacy. Ze względu na kierunek marszu wojsk krzyżackich i co najważniejsze na płaskie ukształtowanie terenu łatwiej im było ustawić szyki skierowane na południowy-wschód, frontem do wojsk polsko-litewskich. Inaczej przedstawiała się sytuacja wojsk sprzymierzonych. W chwili ogłoszenia alarmu większa część wojska znajdowała się na osi marszu i przemieszczenie na pole bitwy wymagało sporo czasu a na dodatek zalesiony teren, pagórki, doliny i podmokła łąka znacznie spowolniały ruchy armii. Jagiełło doskonale zdawał sobie sprawe że czas pracuje na jego korzyść. Z jednej strony w pośpiechu formowały się chorągwie a te już gotowe ukryte były w gajach i lasach. Krzyżacy zaś po szybkim sformowaniu szyku oczekiwali wroga na otwartym polu. Co prawda mitem jest iż wojska krzyżackie uzbrojene od głów do stóp w zbroje nastawieni byli na silne oddziaływanie promienii słonecznych. W początkach XV wieku pojawiły się dopiero elementy zbroji płytowej a i te należały do rzadkości. Jednak długie przebywanie uzbrojonej jazdy w zbroje kolcze w lipcowym słońcu i braku wody z pewnościa było uciążliwe, tym bardziej że po całonocnym marszu i braku posiłku armia Zakonu była po prostu niewyspana i zmęczona. Po skończonych dwóch mszach, pasowaniu na rycerzy oraz spowiedzi Jagiełło przywdział hełm gdy dano mu znać o przybyciu heroldów. Nie byli to heroldowie krzyżaccy. Co prawda zakon miał urzędowego swojego herolda tzw. “Preusseland” ale 15 lipca nie skorzystano z jego usług. Było dwóch heroldów, sprzymieżenców Zakonu . Jeden nosił znak króla węgierskiego, Zygmunta Luksemburskiego, drugi zaś księcia szczecińskiego, Kazimierza. Nie byli to zatem ani rycerze na żołdzie  Zakonu nie mówiąc już o samych zakonnikach. Decyzję o wysłaniu heroldów z mieczami podjął nie Mistrz, lecz Marszałek Zakonu, pomysłodawcą zaś wysłania posłów i właścicielem mieczy  najprawdopodobniej był komtur tucholski Heinrich von Schwelborn. Podstępna wymowa dyplomatyczna tego faktu była jasna. Nie tylko Zakon ale i jego sąsiedzi jak i również rycerstwo całej Europy stanęło przeciwko Jagielle i Witoldowi. Heroldowie przekazując miecze, oznajmili że mają one służyć jako wsparcie i zachęte do walki dla tchórzliwie ukrywajacych się wojsk polsko-litewskich. Przemowa  z pychą i arogancją była uderzeniem w dumę władcy, miała go sprowokować lub nawet obraźić, co zreszta w pewnym stopniu się udało albowiem wkrótce Jagiełło dał rozkaz do rozpoczęcia bitwy.

Nasuwa sie pytanie – dlaczego heroldowie podarowali miecze i dlaczego dwa. Miecz w okresie średniowiecza był nie tylko jednym z najważniejszych a może nawet najważnieszym elementem i atrybutem etosu rycerskiego ale również w szerszym kontekście w zależnosci od interpretacji symbolem religijnym, prawnym, państwowym i polityczno – społecznym. Potencjał bojowy miecza, po za jego podstawowym atrybutem jako oręż, uwydatnił się w średniowiecznej obyczajowości rycerskiej, zgodnie z którą broni tej również używano do wyzwania przeciwnika do walki (5). Gest, który wykonali Krzyżacy, absolutnie nie był wydarzeniem bez precedensu. Różne formy komunikowania się władców-dowódców przed bitwami, czy też rywali przed turniejami lub pojedynkami, były elementem obyczaju rycerskiego średniowiecznej Europy. Czasem, oprócz wyzwania, chodziło o ustalenie reguł i szczegółów dotyczących starcia, niekiedy chodziło o okazanie szacunku przeciwnikowi, a bywało, że gesty te miały czysto prowokacyjny charakter. W wypadku heroldów zpod Grunwaldu właśnie chodziło o sprowokowanie Jagiełły do walki, to był główny cel misji, na tym im najbardziej zależało. Skoro już wiemy dlaczego był to miecz to odpowiedzmy dlaczego użyto dwóch. Nie tylko dlatego iż jeden przeznaczony był dla Jagiełły a drugi dla Witolda, symbolika dwóch mieczy jest głębsza. Wyznacznikiem porządku prawno-państwowego dla chrześciańskiej Europy było Pismo Święte. W Ewangelii Świętego Łukasza (22, 36-38) wspomniane są dwa miecze: «Lecz teraz – mówił dalej – kto ma trzos, niech go weźmie; tak samo torbę; a kto nie ma, niech sprzeda swój płaszcz i kupi miecz! Albowiem powiadam wam: to, co jest napisane, musi się spełnić na Mnie: Zaliczony został do złoczyńców. To bowiem, co się do Mnie odnosi, dochodzi kresu».  Oni rzekli: «Panie, tu są dwa miecze». Odpowiedział im: «Wystarczy». Interpretacja przekazu biblijnego jest wyraźista – ruszajcie i nawracajcie ale nie siłą. W dniu 15 lipca obchodzono święto “Rozesłania Apostołów” a to właśnie Krzyżacy byli ówczesnymi “apostołami”, wszak to była główna misja Zakonu – nawracanie pogan, a że nawracali “ogniem i mieczem” to było dla nich bez znaczenia.  Na długo przed Grunwaldem właśnie na podstawie interpretacji Biblii, ukształtował się symbol dwóch mieczy jako znaków władzy duchowej i świeckiej. Zakonnicy administrujący podbitymi Prusami w sposób szczególny skupiali w swoich rękach te dwa rodzaje władzy. Miecze – w tej właśnie symbolicznej intencji  nosił przed sobą komtur tucholski Heinrich von Schwelbom. Zatem przesłanie krzyżackie z dwoma mieczami można zinterpretować: “To my jesteśmy Panami tych ziem w sensie prawnym i duchowym, jeśli się zgadzacie wróccie do domu, jeśli nie stańcie do boju”. Reasumując; podarowanie mieczy przez Zakon nie było gestem wyodrębnionym i jednostkowym a wręcz przeciwnie – zgodnym z rytuałem i obyczajem ówczesnej Europy. Jedynie dobór heroldów oraz ich przemowa była, zgodnie zresztą z zamysłem Zakonu, arogancka, butna i prowokacyjna, ale i takie zachowanie również mieściło się w kanonach i zwyczajach obyczaju rycerskiego.

Podarowane miecze niczym się nie wyróżniały od innych typowych mieczy bojowych z czasów późnego średniowiecza. Nie było na nich napisów, ozdób lub innych elementów zdobniczych lub ceremonialanych. Po grunwaldzkiej wiktorii cenniejsze  trofea zdobyte na Krzyżakach trafiły do Krakowa i zostały przekazane na Wawel. Bardzo wcześnie miecze grunwaldzkie wyodrębniono, lokując je w skarbcu koronnym na Wawelu, gdzie przez szereg stuleci trzymano je razem ze Szczerbcem i innymi regaliami królewskimi. Od czasów Unii Lubelskiej (1569) miecze grunwaldzkie noszono w czasie koronacji przed królami polskimi jako symbole władzy Korony i Litwy. Jakoże miecze przeznaczone były dla króla Jagiełły i księcia Witolda umieszczono tarczki herbowe- na jednym znak Orła, a na drugim Pogoni, rękojeści zaś pokryto srebrem i złotem. Miecze zatem uraciły swój pierwotny charakter. Ze zwykłych i to pospolitych trofeów stały się najpierw elementem ceremonialnym oraz symbolem potęgi dynastii Jagielonów a następnie Rzeczpospoliej Obojga Narodów. O znaczeniu mieczy jako symboli prawno-państwowych niech świadczą dwa wydarzenia. Podczas “potopu szwedzkiego”(1655-60) aby nie dostały się w ręce Szwedów wraz z innymi regaliami zostały wywiezione z Wawelu. W 1733 roku podczas wojny o koronę polską  stronnicy Stanisława Leszczyńskiego ukryli polskie insygnia oraz miecze na Jasnej Górze, aby nie dopuścić do użycia ich podczas koronacji Augusta III Wettina Sasa. Na rozkaz Augusta wykonano więc nowe regalia, kopiując także owe dwa nagie miecze. Koronacja bez odpowiednich atrybutów nie miałaby mocy prawnej, wiedzieli to stronnicy Leszczyńskiego, ukrywając miecze, wiedzieli też zwolennicy Augusta,wykonując kopie. Po upadku Powstania Kościuszkowskiego Kraków okupowali Prusacy. W nocy z 3 na 4 października 1795 roku włamali się do skarbca koronnego i zrabowali polskie insygnia koronacyjne. Dzięki Bogu nie wszystko ukradli, wśród pozostawionych przez nich pamiątek były oba miecze grunwaldzkie. Za zgodą cesarza Franciszka II Habsburga udało się je pozyskać Tadeuszowi Czackiemu, który z kolei przekazał jeden z mieczy do puławskich zbiorów Izabeli Czartoryskiej, drugi trafił tam już po jego śmierci. Oba umieszczono w „Szkatule królewskiej” w świątyni Sybilli. Po przegranej wojnie 1830-31 roku aby pamiątki nie trafiły w ręce Rosjan kolekcje ewakuowano. Miecze grunwaldzie wraz z innymi eksponatami trafiły na przechowanie do księdza Józefa Dobrzyńskiego, proboszcza parafii włostowickiej. W 1848 r., na skutek denuncjacji, na plebanii pojawili się rosyjscy żandarmi, którzy zarekwirowali część pamiatek, które trafiły do Warszawy. W maju 1853 r., po śmierci ks. Dobrzyńskiego, Andrzej Zamoyski, jako spadkobierca kolekcji puławskiej , wysłał do Włostowic swojego przedstawiciela by ten odebrał rzeczy pochodzące ze świątyni Sybilli. Obecny podczas inwentaryzacji zastępca wójta nie zezwolił jednak na zabranie książek oraz broni i w wyniku tego tafiły one w ręce okupanta. Wśród siedmiu eksponatów zarekwirowanych przez Rosjan znalazły się miecze grunwaldzkie. Wywieziono je do magazynu w twierdzy Zamość i tutaj ślad się po nich urywa (6). Obecnie można spekulować czy miecze znajdują się w przepastnych magazynach muzealnych lub kolekcji prywatnej, ale napewno znajdują się w Rosji tak jak tysiące innych polskich pamiątek narodowych .

miecze

Fot: Pomnik Władysława Jagiełły w nowojorskim Central Park – zdjęcie Wojciech Maślanka.

Rekonstrukcja kompuerowa mieczy wg. P. Macieja Kopciucha.

Przypisy:

  1. Jan Długosz, “Historiae Polonicae..”, Kraków,1876-78, Księga XII, s.51
  2. Powieść Henryka Sienkiewicza ukazywała się pierwotnie w czasopiśmie „Tygodnik Ilustrowany” od lutego 1897 do lipca 1900 roku, a w postaci książkowej w roku 1900.
  3. Order Krzyża Grunwaldu został ustanowiony w listopadzie 1943 roku przez Dowództwo Główne Gwardii Ludowej, a zatwierdzony jako order państwowy 20 lutego 1944 roku uchwałą Krajowej Rady Narodowej. Następnie zatwierdzony dekretem PKWN z 22 grudnia 1944 i ustawą z 17 lutego 1960. Odznakę Grunwaldzką ustanowiono rozkazem Naczelnego Dowódcy Wojska Polskiego nr 155 z 22 lipca 1945 roku.
  4. Andrzej Nadolski “Grunwald 1410”, Warszawa, 2003, s.97-108.
  5. Damian Kasprzyk, “Miecze grunwaldzkie..”, Rocznik Muzeum Wsi Mazowieckiej, Sierpce, 2013, Tom IV, s.55-70.
  6. Zdzisław Żygulski (jun.). “Dzieje zbiorów puławskich (Świątynia Sybilli i Dom Gotycki)”, Rozprawy i Sprawozdania Muzeum Narodowego w Krakowie”, Krakow,1962, Tom.VII, s. 5-265.

 

 

Opublikowano Militaria | Dodaj komentarz

Jak wykiwać Polaka?

Kolekcjonerom militariów zapewne znany jest Dom Aukcyjny Czerny (CZERNY’S INTERNATIONAL AUCTION HOUSE). Często oferowane są tam polskie obiekty . Na 71 aucji która odbędzie się 10 czerwca również ich nie zabraknie. Pod numerem 416 oferowany jest XVII wieczny polski szyszak. W rzeczywistości ani nie XVII wieczny, ani nie polski. Jest to szyszak grandmuszkietera armii saskiej z lat 1730-33. Pisałem o tym rok wcześniej – https://polskieantyki.com/2016/04/12/skrzydlaty-szyszak/.  Kolejny polonic to polska XVIII wieczna prochownica (nr. 60). Tego typu obiekty i takiej roboty są wyjątkową rzadkością. Tyle tylko że owa prochownica nie została wykonana w XVIII wieku a pod koniec XIX. Odbiorcą takowych pamiątek  była szlachta i bogate mieszczaństwo głównie galicyjskie. Jeśli ktoś ma wątpliwości to warto zwrócić uwagę na kształt i wzór orła nie stosowanego w XVIII wieku. Dla kolekcjonerów  broni palnej wyjątkowa gratka. Polski pistolet  datowany na lata 1800 produkcji niejakiego Schultz’a (Nr.723). Co prawda takowego rusznikarza nie znalazłem ale nie wykluczam iż takowy mógł być chociażby na Śląsku. Tyle tylko iż wówczas Śląsk nie był w granicach Polski  tak więc opis iż jest to polski pistolet jest delikatnie mówiąc mało precyzyjny. Ale czy o to właśnie nie chodzi? Lepiej się sprzedają obiekty starsze i z prowiniencją polską. Mamy tutaj trzy przykłady specjalnego wprowadzenia potencjalnego polskiego klijenta w błąd. Nie zdziwił bym się gbyby obiekty te pojawiły się na mało znanych aucjach bazujących na błędnym opisie właściciela ale w tym wypadku mamy do czynienia z rzetelnym domem aucyjnym wyspecjalizowanym w militariach. Ale nasuwa się pytanie – czy Dom Aukcyjny CZERNY do nich się zalicza?

Źródło: http://www.czernys.com/a-71/

untitled

prochownica

sculzt

Opublikowano Militaria | Dodaj komentarz

 

“RZĄDÓWKA”  Manna.

IMG_2007

Niedawno na amerykańskiej aukcji militariów była oferowana  oficerska szabla wzór 21/ 22 produkcji Alfonsa Manna zwana czasami wśród  środowiska kolekcjonerów jako tzw. ”rządówka” Manna.  Ale zacznijmy od początku. Podczas Wojny Bolszewickiej a szczególnie podczas odwrotu Wojska Polskiego z powodu wysokich strat w korpusie kawalerii odnotowano wysokie braki szabel. Pomimo zakupów za granicą i produkcji krajowej nie zdołanno z uzupełnieniami istniejących oddziałów nie mówiąc o nowo tworzonych. Rozkazem z dnia 20 czerwca 1920  r. Ministerstwa Spraw Wojskowych poproszono oficerów o przekazywanie dla potrzeb armii prywatnych szabel. Nie przyniosło to znacznych efektów, z tego powodu kolejnym rozkazem z 9 lipca Ministerstwo Spraw Wojskowych zezwoliło oficerem nieliniowym na nie noszenie broni białej bocznej i przekazanie ich do władz wojskowych. Po zakończeniu działań wojennych rozpoczęto zwrot szabel ale napotkało to na duże przeszkody i trwało parę lat. 7 marca 1922 r. Departament III Artylerii i Uzbrojenia zawarł z  firmą Alfonsa Manna umowę na dostawę 2500 szabel oficerskich wzór 21/ 22 w cenie 13 000 marek polskich za sztukę. Szable  miały być dostarczone do 15 października tegoż roku. Fabryka Narzędzi Chirurgicznych Weterynaryjnych i Narzędzi Stalowych Ostrych Alfonsa Manna znana była już wcześniej przez Ministerstwo Spraw Wojskowych z zamówienia z 23 lipca 1920 r. na 6000 szabel szeregowych kawalerii wzór 21. Niestety zamówienie na  2500  egzemplarzy szabli oficerskiej wz.21/22  napotkało na duże problemy wykonawcze. Strajk pracowników oraz ciągłe awarie głównego silnika elektrycznego opóźniało terminowe wykonanie umowy. Dodatkowo inspektorzy odbiorczy mieli szereg zastrzeżeń co do  złej jakości głowni, krzywizny, złego lutowania ostrogi do pochwy, niezgodności rękojeści z rysunkami wykonawczymi  oraz warunkami technicznymi. Podczas odbioru kolejnych partii szabel głownie bądź sie łamały, pękały lub zbytnio wyszczerbiały. Spojenie jelca i kabłąka podczas uderzenia szabli pękało. Pochwy zaś były niedostatecznie obrobione z wieloma nieścisłościami – np. spojenia pochwy z ostrogą. Kapitan . Czesław Grzybowski będący inspektorem odbiorczych sugerował zerwanie umowy i skierowanie sprawy do sądu. Kontrakt między Ministerstwem Spraw Wojskowych a fabryką Alfonsa Manna  uratował podpułkownik Bolesław Sikorski ówczesny szef inspekcji odbiorczej. 5 września 1923 r. złożył meldunek do szefa Departamentu III Artyl. i Uzbr. w  którym stwierdził iż szable i pochwy wyrobów fabryki Manna nie odpowiadają warunkom technicznym i powinny być odrzucone. Jednak dalej pisał że drobne usterki koło pierścienia i wklęśnięcia ostrogi, odchylenia wymiarowe głowni nie wpływają na moc samej szabli. Zasugerował aby powołać komisję która raz jeszcze dokona powtórnej weryfikacji szabel.  Zapewne na tak dość karkołomną decyzje wpłynął fakt iż Skarb Państwa zapłacił za kontrakt a w wyniku inflacji kolejny opiewał by na znacznie większą sumę oraz na kolejne odroczenie terminu zwrotu szabel. Komisja rozpoczeła pracę 12 września i najpradopodobniej zakończyla weryfikację pod koniec listopada. Inspektor odbiorczy – major Stanisław Lubański pismem z 16 stycznia 1924 r. poinformował pułkownika Sikorskiego o zakończeniu odbioru szabel w firmie Alfonsa Manna. W sumie wykonano 2500 egzemplarzy oraz dodatkowo trzy o specjalnym dekorze z numerem 2000, 2500 i 3000.  Był to jedyny w dziejach armii Drugiej Rzeczypospolitej przypadek zamówień szabel dla oficerów za które zapłacił Skarb Państwa. Szable z tej serii zakupione od wytwórcy zostały oznakowane: kolejnym numerem na grzbiece głowni i ostrodze, godłem państwowym, cechą inspektora odbiorczego oraz sygnaturą ze znakiem fabrycznym “AMA” (istnieją egzemplarze bez sygnatury “AMA” na ostrodze). Inspektorami odbiorczymi byli: podpułkownik Bolesław Sikorski litera “S”, major Stanisław Lubański litera “L”, kapitan  Czesław Grzybowski “G”.

 Opisywana szabla posiada numer na grzbiecie głowni 428 oraz odbiór “G”, na ostrodze zaś nr. 840 , sygnatura odbiorcza “L” oraz sygnatura firmowa “AMA”. Na wewnętrznym płazie przy nasadzie: A.MANN/ WARSZAWA oraz sygnatura “AMA”. Głownia szlifowana obustronnie w szeroką bruzdę, pióro obosieczne, sztych centryczny. Pochwa z resztkami niklowania powtórnie przemalowana czarną farbą. Długość całkowita 920 mm., głownia 895 mm., szerokość (u nasady) 34.7 mm., krzywizna 23 mm.

IMG_1998

IMG_2002

IMG_2000

IMG_2001

IMG_2006

IMG_2005

Opublikowano Militaria, Szabla | Dodaj komentarz

Przedwojenne Tablice Państwowe.

 

IMG_1882.JPG

Mam zaszczyt zaprezentować Państwu dwie tablice z okresu dwudziestolecia. Pierwsza, bardziej popularna to tablica informacyjna ”Sołtys”.Tablice tego typu zawieszane były na zewnątrz budynku gdzie urzędował sołtys, lub czasami w miejscu jego zamieszkania. Ta pochodzi z lat 1927-39. Na szczęście sporo się ich zachowało choć przyznam iż ta jest w stanie “menniczym”. W polu centralnym Godło państwowe wg. wz.1927, poniżej napis “Sołtys”. Godło na czerwonym tle z białym rantem.Wykonana z blachy żelaznej pokrytej emalią i złoceniem. Brak punc producenta, wymiary:29.8×18 cm.

Druga tablica, o wiele bardziej rzadka, choć niestety w gorszym stanie pochodzi najprawdopodobniej ze słupa bądź szlabanu granicznego. W latach 1919-39 stosowano wiele różniących się oznakowań granicy państwowej. Inaczej znakowano granicę z Niemcami, inaczej z Prusami Wschodnimi, choć to też były Niemcy, inaczej również z Wolnym Miastem Gdańskiem oraz Litwą czy też z pozostałymi państwami na wschodzie i południu. Nie wdając się w detale stosowano kilka odmian tablic różniących się materiałem z jakich zostały wykonane (żeliwne, żelazne, aluminiowe). Formą stylistyczną Godła. Pierwsze to orzeł wg.wz.1919, oraz odmiany na nim się wzorujące, późniejsze wg. wz.1927 oraz różny system znakowania. Samoistne Godło lub Godło z napisem “Rzeczpospolita Polska” ( nie wnikam w detale z numeracją słupów oraz kamiennych bloków , które były podstawowym wyznacznikiem określenia granic). W powyższym przypadku jest to tablica z lat 1919-27 z wizerunkiem Godła bardzo luźnie  nawiązująca do wz.1919. Wykonana z tłoczonej blachy aluminiowej. Zapewne w celach zmiejszenia kosztów nie malowano orła na kolor biały a pozostał “aluminiowy” pole zaś zamalowano czerwoną farbą. Wymiary:16.7×16.5. cm.

img_1885

Opublikowano Godło Polski | 1 komentarz

I Ty możesz kupić “Maroszka”!

maroszek4maroszek

Na kwietniowej aukcji amerykańskiego domu aukcjnego James D. Julia inc. zostanie wystawiony na sprzedaż polski karabin tzw. “Maroszek”. Ale zacznijmy od początku.

W 1934 roku Instytut Badań Materiałów Uzbrojenia ogłosił konkurs na karabin samopowtarzalny. Miał to być karabin o kalibrze 7,92 mm, o wadze nie cięższej niż 4,5 kg, zasilanej z 10-nabojowego magazynka, z lufą o takiej samej długości jak w karabinku wz. 1929. Wymagania nie precyzowały zasady działania automatyki broni, żądano za to, żeby nowa broń była prosta w obsłudze i jak najtańsza w produkcji. Po roku komisja dysponowała 10 projektami z których wybrano projekt inżyniera Józefa Maroszka. Na przełomie 1934/1935 podjęto decyzję o wykonaniu modelu. Już w trakcie prac nad modelem konstruktor zdecydował się na zmiany w stosunku do pierwotnego projektu, ale nie spowodowało to dużych opóźnień. W połowie 1936 roku wykonano prototyp karabinu. Badania prototypu odbyły się w drugiej połowie 1936 roku. W ich rezultacie przekonstruowano iglicę (nowa iglica była dwuczęściowa). Wyprodukowano następnie pięć kolejnych egzemplarzy karabinu, które w roku 1937 były badane w różnych warunkach na poligonie w Zielonce. Efektem prób była podjęta na początku 1938 roku decyzja o przyjęciu karabinu Maroszka do uzbrojenia jako kbsp. wz. 38M. (spotyka się także nazwę: kbsp. M. wz. 38). Karabin samopowtarzalny wz. 38M był indywidualną bronią samopowtarzalną. Zasada działania oparta na odprowadzaniu gazów prochowych przez boczny otwór lufy. Sprężyna powrotna i tłok gazowy umieszczone pod lufą. Ryglowanie przez przekoszenie zamka. Karabin wyposażono w dwuczęściowe łoże oraz drewnianą nakładkę na lufie. Mechanizm spustowy kurkowy, z przerywaczem, tylko do ognia pojedynczego. Był zasilany z magazynka pudełkowego o pojemności 10 nabojów, ładowanych dwiema łódkami “mauserowskimi”. Na przedniej części lufy było zamocowane urządzenie wylotowe pełniąca funkcję hamulca wylotowego. Przyrządy celownicze składały się z muszki pryzmatycznej i celownika  Między marcem a majem 1938 zamówiono serię informacyjną (prawdopodobnie 72 sztuki). W dniu 13 lipca 1938 wiceminister spraw wojskowych, gen. Aleksander Litwinowicz, polecił Departamentowi zamówić następne 55 egzemplarzy kbsp. w celu przeprowadzenia prób w jednostkach liniowych. Łącznie do lipca 1939 roku wyprodukowano najprawdopodobniej około 150 egzemplarzy, które zostały skierowane do testów w jednostkach. Numeracja seryjna karabinu rozpoczeła sie od numeru 1000. Nie istnieją żadne wiarygodne dane dotyczące użycia karabinu wz. 38M przez Wojsko Polskie w trakcie Kampanii Wrześniowej. Po zajęciu Polski część wyprodukowanych kbsp. M. wpadła w ręce Niemców a nie wykluczone iż pewna partia mogła się dostać w ręce sowieckie. O zgrozo, już po wojnie podobno odnaleziono kilka egzemplarzy tego karabinu na terenie Polski, ale jako „niezidentyfikowane” zostały zniszczone. Obecnie znanych jest sześć zachowanych egzemplarzy kbsp. wz. 38M. Dwa w prywatnej kolekcji w USA (numery seryjne 1017 i 1048), trzeci (zdezaktywowany) w zbiorach Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie (numer 1027, uzyskany w 1989 roku w ramach wymiany muzealnej z ZSRR), dodatkowo jeden w kolekcji prywatnej w Niemczech lub już w prywatnej kolekcji w Polsce (numer 1014), 1 w Muzeum Powstania Warszawskiego (numer 1019), 1 w – Centralnym Muzeum Sił Zbrojnych w Moskwie (Rosja, numer nieznany). Pojawiły się niepotwierdzone informacje, o egzemplarzu tej broni, który jest lub był w Muzeum Wojennym w Pekinie, oraz kolejnym w Stanach Zjednoczonych (numer 1054).

Niepewność co do istnienia zachowanych egzemplarzy skończyła się na przełomie lat 1974/1975, gdy do Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie nadszedł list od amerykańskiego kolekcjonera broni Roberta Farrisa, ze zdjęciami karabinu z numerem 1048 z jego zbiorów i prośbą o identyfikację. Niezwykle popularny w środowisku amerykańskich kolekcjonerów i strzelców śp. „Uncle Bob”, kupił ten karabin w latach 50-tych. od amerykańskiego weterana. Tamten przywiózł go z Europy w przekonaniu, że to broń czeska. O takiej proweniencji miał świadczyć napis „Zbr.2” na komorze zamkowej (rozszyfrowywany przez Amerykanów jako „Zbrojovka 2”) i cechy „Z w okręgu” przypominające znaki czechosłowackiej fabryki amunicji należącej do koncernu Česka Zbrojovka (w rzeczywistości cecha odbiorcza Zbrojowni Nr.2). Jednak żadne źródła, w tym zwłaszcza wydana w roku 1971 książka Miroslava Šády „Československé ruční palné zbraně a kulomety” nie potwierdzały istnienia takiego karabinu w Czechosłowacji. Dopiero na początku lat 70-tych., studiując należący do innego amerykańskiego kolekcjonera egzemplarz polskiego kb. Ppanc. wz.35 (których kilkanaście trafiło do Ameryki w latach 50-tych. z Finlandii, sprzedawane przez ogłoszenia w American Rifleman, Farris znalazł na nim identyczne cechy i zaczął podejrzewać, że w takim razie jego „czeski” karabin może jednak pochodzić z Polski. Żeby się upewnić, napisał do Muzeum Wojska Polskiego i sprawa się wyjaśniła. Przez wiele lat był to oficjalnie jedyny znany na świecie egzemplarz, choć niedługo po liście Farrisa okazało się, że istnieje jeszcze jeden, znacznie bliżej. W drugiej połowie lat 70. wicedyrektor Muzeum Wojska Polskiego Aleksander Czerwiński odkrył drugiego Maroszka w magazynie Centralnego Muzeum Sił Zbrojnych ZSRR w Moskwie – ale został zobowiązany do zachowania tego faktu w tajemnicy. Tajemnicy dochował, lecz o karabinie nie zapomniał i wytrwale przez kilkanaście lat drążył skałę, by ostatecznie rzutem na taśmę, tuż przed wolnymi wyborami i upadkiem komunizmu w Polsce pozyskać go w 1989 roku w drodze wymiany. Kolejny karabin (numer 1019) został wystawiony na sprzedaż w 2013 roku  przez znanego nie tylko w środowisku polonijnym, wybitnego specjalisty i handlarza broni białej i palnej p. Krzysztofa Gąsiora, który zakupił karabin w 1993 r. Gąsior wystwił karabin na swojej stronie http://www.collectiblefirearms.com. za dość sporą cenę – 65 000 USD. Z jednej strony można uznać iż jest to cena znacznie wygórowana z drugiej zaś biorąc pod uwage rzadkość obiektu i stan zachowania można uznać jako wysoką ale rozsądną. I tutaj dochodzimy do setna problemu. Według władz polskich wszystkie obiekty wojskowe wyprodukowane po 1918 roku mające znamiona własności Wojska Polskiego w dalszym ciągu są własnościa skarbu państwa polskiego. Pod tą dyfinicją można uznać umundurowanie i wyposażenie szeregowych – czyli od czapki, hełmu poprzez mundur, pas, torbę itd. aż po buty skończywszy. Obejmuje to również broń białą – bagnety,szable żołnierskie wz. 21 lub inne z sygnaturą „GUZA”. Wszelaką broń palną nie mówiąc o broni ciężkiej. Tyle teoria, w praktyce wygląda to inaczej. Wiadomo iż Rząd Polski nie wytacza i nie będzie wytaczał wojny z kolekcjonerami szabli czy mundurów bo tych obiektów nawet bardzo rzadkich  jest bardzo wiele w polskich placówkach muzealnych a i koszty sądowe w Stanach Zjednoczonych nie są niskie. W przypadku „Maroszka” zdecydowano się jednak na  rozwiązanie „siłowe” tym bardziej że w Stanach od wielu lat obowiązuje prawo rewindykacyjne dotyczące zrabowanych obiektów w czasie II Wojny Światowej i do tej kategorii zaliczono karabin. W dodatku okazało się, że karabin mógł być wwieziony do Ameryki nielegalnie, gdyż w archiwach nie było śladu po wojskowym certyfikacie broni zdobycznej.  Strona polska wystąpiła do Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego (DHS) Stanów Zjednoczonych o pomoc prawną w odzyskaniu broni. 8 marca 2013 roku do drzwi P. Gąsiora zapukało czterech agentów DHS w kamizelkach kuloodpornych i zażądało wydania karabinu. W ciągu następnych kilku miesięcy trwała prawna i kosztowna przepychanka o karabin, która w czerwcu skończyła się umorzeniem postępowania przez DHS i przekazaniem jej do rozstrzygnięcia przed sądem federalnym. Tam sędzia zaapelował o rozstrzygnięcie sporu poza salą rozpraw i po kolejnych paru miesiącach negocjacji doszło do ugody: karabin trafił do powstającego Muzeum Historii Polski,(pierwotnie, dzięki poparciu ówczesnego ministra SZ Radosława Sikorskiego miał trafić do muzeum w Bydgoszczy), do czasu powstania siedziby będzie przechowany w Muzeum Powstania Warszawskiego, a pan Gąsior otrzymal 25 000 USD i dyplom za wkład w ratowanie zabytków polskiej techniki wojskowej.  

Karabin który zostanie wystawiony na kwietniowej aukcji o numerze 1048 należał do Roberta Farrisa. Przeszedł on podobny szlak „bojowy” jak karabin P. Gąsiora. Jest w dobrym stanie technicznym jednak głównym mankamentem jest dorobiona kolba. Czy Rząd polski kolejny raz zdecyduje się na kroki prawne wkrótce zobaczymy. Jedne co można życzyć aby trafił w polskie ręce.

  1. PS. Na aukcji będzie rówież rkm.wz.28 Browning wyprodukowany w Polsce. Ale to tego potrzeba conajmniej 28 tyś. USD oraz licenję na broń automatyczną. Pomyłka, przepraszam Państwa. Rkm został sprzedany rok temu.

Źródło: wikipedia oraz http://www.magnum-x.pl/artykul/karabin-samopowtarzalny-wz38m. Zdjęcia: http://jamesdjulia.com/  

maroszek3

maroszek5maroszek6maroszek7maroszek2

 

Opublikowano Militaria | Dodaj komentarz

Karty do gry.

img_1545

Po Akcie z 5 Listopada 1916 r. pod patronatem Niemców rozpoczęto tworzenie Polskich Sił Zbrojnych tzw. Polnische Wehrmacht. Poniżej przedstawiam wyjątkową rzadkość -wzory kart do gry przeznaczone dla tej formacji. Niestety nic mi nie wiadomo o autorach projektu ani wykonawcach, może ktoś z Państwa posiada informację na ten temat.

img_1544img_1546

img_1547img_1548

img_1549img_1550

img_1551img_1552

Opublikowano Grafika, Militaria | Dodaj komentarz

Niezły przekręt.

szkatula

Niedawno na jednej z amerykańskiej aukcji pojawiła się mała szkatułka (17x11x7 cm). Według opisu wynikałoby, że jest to produkcja francuska z XIX wieku. Już na pierwszy rzut oka można było się zorientować iż na pewno nie jest wyrób XIX wieczny. Ani stylistyka ani robota ani też materiał w takiej formie nie wskazywały na powyższą datację. Jedyną ciekawostką jest portret Księcia Józefa Poniatowskiego.  Nie bardzo wszystko mi to od początku pasowało. Napisałem więc liczne pytania do domu aukcyjnego o dokładniejsze zdjęcia wnętrza szkatułki oraz samego portretu. Niestety uzyskałem tylko zdjęcia wnętrza, natomiast nigdy nie uzyskałem bardzo dokładnego zdjęcia portretu. Według opisu miniatura portretowa była ręcznie malowana, jednak po zdjęciach wcale to jednoznaczie nie wynika. Na dodatek nie otrzymałem informacji na jakim materiale została wykonana. Podejrzewam, że szkatułka to robota XX- wieczna z wyciętym wizerunkiem Księcia pochodzącym z jakiegoś wydawnictwa tudzież reprodukcja wtórna ale nie jednostkowa praca. Gdybył jednak się mylił i okazało by się że jest to miniatura wykonana na kości słoniowej lub pergaminie i wtórnie oprawiona to pół biedy. Niestety ktoś się na to naciął i zapłacił wraz z opłatami manipulacyjnym prawie 650 $. Cóż trudno, na pewno nie była tego warta, choć dla nas jest zapewnie bliski sercu wizerunek Księcia.

szkatula3

szkatula2

 

Opublikowano Miniatura, Portret | Dodaj komentarz